Oto jest - moja stara nowa kuchnia ;-) Tych, którzy myśleli, że przemaluję ten żółciutki kolor informuję, że krążyły mi takie myśli po głowie. Ale żal mi tego koloru, naprawdę go lubię i gdyby nie kompletny brak funkcjonalności tej kuchni (pozostałość po starych właścicielach mieszkania) to mogłabym się nią cieszyć jeszcze długi czas. Póki co musi pozostać, czy tego chcę czy nie...
Mimo wszystko wiecznie kombinuję, co by w niej zmienić - w pierwszej kolejności padło na płytki, które zaczynały już odpadać od ściany. A skoro białej kuchni teraz mieć nie mogę, to przynajmniej białe płytki i to te w klimacie paryskiego metra, a żeby było oryginalniej - kwadraciki. Pokochałam je od pierwszego wejrzenia! Nie obyło się jednak bez chwili zwątpienia, kiedy to przy kładzeniu miałam wrażenie, że teraz zrobi się w tej kuchni zimno i szpitalnie, i w ogóle do bani, i że mogło zostać po staremu, albo mogłam wybrać coś w babcinych klimatach... Na szczęście po fugowaniu wrażenie znikło...
Pozbyłam się również ozdobnych listew pod szafkami i zrobiło się jaśniej, przestronniej. Pralkę ukryłam za zasłonką, która mojemu M. średnio się podoba, ale taka mi się zamarzyła i już, poza tym zawsze można uszyć jeszcze coś innego dla odmiany. Marzyło mi się zmienić lodówkę, ale niestety ze względu na wymiary szafek większość lodówek po prostu by tam nie weszło. Tak więc zostanie i chyba ją tylko lekko zliftinguję ;-) Mam w planach jeszcze parę kosmetycznych zmian, np. wymianę baterii, ale to już na spokojnie. I jak Wam się wydaje - zmiana chyba na lepsze, prawda?
W każdym razie ja widzę ogromną różnicę i żałuję tylko, że tak długo zwlekałam, bo koszt minimalny, a swoją kuchnię bardziej teraz lubię :-)
Na koniec pokazuję Wam swój pierwszy Happy Mug wygrany w konkursie
Aldii Arkadii (razem z "babeczkowymi" łyżeczkami). No po prostu uwielbiam... :-)