31 października 2015

Magia Cotton Balls

Jakiś czas temu prosiłam Was o głosy w konkursie na najlepsze ręcznie wykonane cotton balls. Bezkonkurencyjne okazały się cottonki wykonane na szydełku - pomimo że nie przypominały oryginalnych kulek owijanych bawełnianą nitką, zachwyciły mnie niezmiernie. Po raz kolejny żałowałam, że nie lubimy się z szydełkiem i cokolwiek by nie powstało z naszej współpracy, zawsze jest to jednorazowy wyskok. Jeśli chcecie je zobaczyć i spróbować swoich sił, fotki i instrukcja do ich wykonania znajdują się TUTAJ.

W każdym razie ku memu zaskoczeniu jako finalistka w nagrodę otrzymałam bon na zakupy od Cotton Ball Lights. I tu zaczynają się schody, bo muszę Wam się przyznać, że jestem okropnie niezdecydowana. Już drugi tydzień zastanawiam się, czy wybrać coś spośród gotowych zestawów, czy zestaw skomponowany samodzielnie. Kiedy już metodą prób i błędów okiełznałam aplikację do skonfigurowania własnego zestawu (co okazuje się zresztą fajną zabawą!) byłam już całkiem zdezorientowana...

O mojej miłości do cotton balls pewnie już zdążyliście się przekonać. Chęć posiadania tych kulek zmotywowała mnie do wykonania ich samodzielnie z muliny, a post z instrukcją ciągle jest bardzo popularny! Jakiś czas temu pojawiły się nawet w Biedronce co dla mnie oznacza, że nie wychodzą z mody i są nadal pożądaną dekoracją w naszych domach. I w zasadzie nie ma się temu co dziwić - zdobią każdy kąt, a zapalone wieczorami dają przyjemne, rozproszone światło, któremu dałam się uwieść od pierwszej chwili. Przy czym o ile moje ręcznie robione cottonki zawieszone na ikeowskim ledowym sznurze na baterie świecą dość jasno, tak oryginalne kule świecą na nim dość blado, dlatego korzystam z oryginalnego kabla - wierzcie mi, różnica jest ogromna!

Moje kule z muliny niezmiennie zdobią przedpokój, komponując się z lawendowymi okiennicami i fioletową ścianą w kuchni, natomiast drugi zestaw krąży po domu - raz wisi na karniszu w sypialni, innym razem zdobi półkę nad telewizorem albo kąt z kanapą... W te jesienne wieczory wręcz nie mogę doczekać się zmroku - świeczka, koc, herbatka z imbirem i świecące kule to mój zestaw obowiązkowy :-) Mój zestaw liczy zaledwie 10 kul, a cieszę się nim jak dziecko - pomyślcie, jaki niesamowity efekt można uzyskać wieszając u siebie łańcuch z 50 kulami, a takie również są dostępne na stronie Cotton Ball Lights! Wrzucam dla Was kilka fotek z moimi kulami - mam nadzieję, że udało mi się choć trochę oddać magiczny nastrój, jaki tworzą.











Szukając idealnego zestawu kolorystycznego nowych kulek przygotowałam łańcuch w takich kolorach , które już posiadam, a nuż się komuś spodoba takie połączenie :-)




Taki zestaw powędruje do pokoju maluchów - dla nich, o dziwo, mój wybór był bardzo szybki ;-)



A takie zestawy biorę pod uwagę i nie mogę się zdecydować ;-)








Na koniec mam dla Was niespodziankę - przez cały listopad na hasło 

blogiwnetrzarskieCBL

otrzymacie 10% zniżki na zakupy na stronie Cotton Ball Lights.







29 października 2015

Rzecz o hafcie krzyżykowym...

Jak to naprawdę jest z tym haftowaniem?

Kiedy pokazuję Wam na blogu wyhaftowane prace, często spotykam się ze stwierdzeniem, że do tego trzeba mieć dużo cierpliwości. Absolutnie nie! Wręcz polecam zacząć przygodę z krzyżykami właśnie tym najbardziej niecierpliwym, których bez przerwy gdzieś nosi. Wierzcie mi, ja przegapiłam kolejkę, w której rozdawano cierpliwość. Nie żeby od razu od haftowania mi jej przybyło, ale zyskuję przez to na innych polach, na przykład wyciszam się, a każdy postawiony krzyżyk porządkuje natłok myśli skuteczniej niż cokolwiek innego.

Może ktoś z Was pomyśli, że to nuda, za długo trzeba czekać na widoczne efekty - przy wyszywaniu dużej plamy jednego koloru faktycznie można zasnąć, ale są na to metody, można skończyć nitkę, wziąć inny kolor i zacząć z innej strony. I to nakręca, coś się zaczyna pojawiać, chcesz wyszyć jeszcze kawałek, żeby zobaczyć, jak całość będzie wyglądać, nawet nie wiesz kiedy mija godzinka... i tylko tyłek cierpnie i przypomina ci o upływie czasu. A wybór wzoru, przygotowywanie kanwy i dobór kolorów muliny to jest rytuał, jak nakrywanie do stołu - kiszki marsza grają, w powietrzu unoszą się apetyczne zapachy, a ty nie możesz się doczekać, kiedy nareszcie usiądziesz i zaczniesz wcinać. Skąd wziąć wzory? Można kupić kanwy z gotowym nadrukiem np. w pasmanterii, znaleźć w internecie wpisując hasło "cross stitch pattern", kupując gazetkę z wzorami lub zaopatrując się w takich sklepach jak TUTAJ . Jeśli chcielibyście zacząć, wystarczy kupić kanwę, igłę z zaokrąglonym końcem i mulinę, do tego wybrany wzór i to wszystko!

Pierwszy krzyżyk postawiłam w podstawówce na zajęciach praktyczno-technicznych, na zasadzie "jak to się robi" i "może kiedyś się przyda". Potem było długo, długo nic, aż wreszcie zdecydowałam się wyszyć coś większego pod wpływem wielkiej pasjonatki haftu Asi , mojej kuzynki, która zresztą też prowadzi bloga (zrobiła sobie długą przerwę w blogowaniu, ale mam nadzieję, że wróci ;-)). Tak się rozkręciłam, że brałam każdy schemat, który wpadł mi w oko. Ale nie każdy wzór trafiał do oprawy i na ścianę, nie każdy pasował, a ileż można wyszywać do szuflady? Bywa, że wyszycie jednego obrazka zajmuje kilka miesięcy, więc szkoda, żeby nasza praca nie oglądała potem w ogóle światła dziennego. Wprowadziłam ostrą selekcję i na długi czas przykleiłam się do serii z miastami świata, którą pokazywałam TUTAJ . Całe osiem lat wyszywania - czy warto dla takiego efektu? Myślę, że tak ;-)

Rozpisałam się za bardzo, a tu jeszcze zdjęcia czekają. To prace, które leżały na dnie szuflady albo takie, które kiedyś gdzieś sobie wisiały, a teraz nie pasują mi do koncepcji. Nie ma wszystkich, bowiem parę prac znalazło nowy dom. Dzisiaj jest ten dzień, w którym znowu wyjrzą na świat ;-)
















Aktualnie szukam kolejnego motywu do wyszycia. Kolejny ukończony obrazek czeka na wypranie, prasowanie i sesję, niedługo Wam go pokażę :-)

Uściski!





25 października 2015

Minął roczek...

Dokładnie 24 października 2014 roku umieściłam pierwszego posta na blogu... jak ten czas leci! Wypadałoby poświęcić chwilę na małe podsumowanie, bo jest to niewątpliwie wyjątkowa chwila...

Blog od samego początku miał być dla mnie formą pamiętnika, albo raczej fotopamiętnika, bo nie zamierzałam się zbytnio rozpisywać, tylko pokazywać wytwory moich rąk, dzielić się moimi pasjami, dokumentować zmiany w swoich czterech kątach. Udowadniać (przede wszystkim sobie), że nie ma rzeczy niemożliwych, że jak się czegoś chce, to można to zrobić, wystarczy ruszyć tyłek i zabrać się do roboty. A w związku z moimi różnymi perypetiami związanymi z pracą zawodową pokazać, że wcale nie "siedzę w domu" w sensie nicnierobienia, bo nie zaliczam się do tej kategorii, ja przecież ciągle coś robię, wykorzystując wszelakie umiejętności. Maluję (i obrazki, i ściany), projektuję (grafika to moja pasja), szyję (w końcu polubiłam się z maszyną do szycia, ale szyję też ręcznie), haftuję (haft krzyżykowy jest lepszy od herbatki z melisy), piekę (tak się składa, że pieczenie ciast i ciasteczek wolę od gotowania), zajmuję się dziećmi (jak każda mama) i po prostu... gniazduję (lubię swoje domowe pielesze i uwielbiam zmieniać, przestawiać, dekorować...). Na co dzień zajmuję się masą prozaicznych rzeczy, a moje pasje i blogowanie to moja odskocznia. Nie powiem, żeby nie dopadały mnie wątpliwości, ale każde odwiedziny i każdy zostawiony przez Was komentarz dodają mi skrzydeł i motywują do działania! Jeśli Wam ze mną po drodze, bardzo mnie to cieszy :-)

Małe zestawienie na pamiątkę:

Liczba wyświetleń: 25 375
Liczba obserwatorów: 83
Google+ Followers: 64
Najpopularniejszy post: Cotton balls DIY... z muliny
Liczba postów: 96

I jeszcze mały przegląd tego co się w ostatnim roku tutaj działo.






W ciągu ostatniego roku udało mi się również zaliczyć wypad nad morze, odwiedzić po kilku latach ukochane i wytęsknione Tatry, a przy okazji zarazić pasją łażenia po górach mojego syna :-D Zorganizowaliśmy sobie również kilka niezapomnianych ognisk.

W międzyczasie pojawiłam się również na Instagramie.



Ten rok był na pewno twórczy, kreatywny, pełen wrażeń :-)

Dzięki że jesteście!!!

Z okazji rocznicy szykuję candy, więc bądźcie czujni!

PS. Nie spodziewałam się, że post z malowaną serwetką tak bardzo przypadnie Wam do gustu, dzięki za wszystkie miłe komentarze! :-)





23 października 2015

Serwetka (jak) malowana DIY

Wymyśliłam sobie serwetkę lnianą w gwiazdki. Oczywiście jedyna opcja, jaką wzięłam pod uwagę to zrobić ją sobie samodzielnie. I tak zrodził się pomysł małego DIY z zakresu malowania na tkaninie - jeśli szukacie najtańszego sposobu zdobienia tkaniny, a dodatkowo momentami przeginacie z perfekcjonizmem to ten post jest właśnie dla Was ;-)

Oczywiście metod przenoszenia grafiki czy liter na tkaninę domowymi sposobami jest sporo, jak komu wygodnie - można wykonać szablon, bawić się w stemple z ziemniaka lub odrysować wzór pod światło. Jednak dla mnie najdokładniejszą metodą jest odbicie wzoru z użyciem nitro i pokrycie go farbką do tkanin. Szybko, łatwo i przyjemnie :-) Wersja dla leniwych perfekcjonistów :-D

A ten cudowny kawałek pieńka przyjechał do mnie od Edyty - jeszcze raz dziękuję Kochana! :-)

Słonecznego weekendu Wam życzę!


U mnie będzie pracowicie, bo czeka kilka niedokończonych spraw, ale to lubię!












18 października 2015

Zrobiona na szaro...

Remont dużego pokoju skończony, uff! Dwa tygodnie zasuwania zakończone niestety choróbskiem, które przykleiło mnie do łóżka. Czy ktoś z Was jeszcze pamięta moje plany? Cóż, właściwie zostałam zrobiona na szaro... Tak marzyłam o tym betonie, wizualizowałam, inspirowałam się, wyszukiwałam materiały... Brałam pod uwagę dwie osoby do pomocy i w końcu zostałam na placu boju sama... No cóż, nie uśmiechała mi się wizja samodzielnego nałożenia betonu na ścianę o powierzchni jakieś 15m2... Ale, ale... jednak siedzi we mnie ten optymista i czasem daje o sobie znać. Może nie już, zaraz, ale ten beton będę mieć i w tym miejscu, o którym myślę, będzie się chyba prezentował lepiej niż w salonie! ;-) Ostatecznie można powiedzieć, że cała ta sytuacja znalazła swoje odbicie na ścianach, które też stały się szare :-]

Dla mnie zmiana ogromna! Można powiedzieć, że odetchnęłam! Lubiłam ten żółty odcień, ale dzięki szarości pokój stał się jaśniejszy i to wbrew moim obawom, bo wcześniej te ściany były już szare i w pokoju było wtedy dość ciemno. Wcześniej ciepły i ciut ciemniejszy odcień, teraz chłodniejszy - jakby ktoś był ciekawy są to Dryfujące Kry. Choć nie jest to odcień o jakim marzyłam, bo momentami przechodzi w błękit, w zależności od oświetlenia, to ostatecznie jestem zadowolona z efektu. Dodatkowo białe listwy przypodłogowe i listwy okalające drzwi wniosły świeżość. Czuć tę przestrzeń, oddech i dla mnie jest to ciekawe odkrycie.

Dlaczego remont trwał tak długo? Malowanie sufitu i dwukrotne ścian to był pikuś. Oczywiście wcześniej było łatanie dziur i pęknięć plus szlifowanie. Ale kiedy zaczęłam postarzać listwy przypodłogowe, efekt zupełnie mnie nie zadowolił. I zapadła decyzja - maluję na biało. Co za tym idzie, trzeba było malować drzwi. I tak się uzbierało - 3 warstwy farby na listwach co 4 godziny, podobnie na drzwiach, których w domu mam sztuk 3, przy czym niestety nie mogły być rozłożone i malowane jednocześnie. Malowane 8 lat temu farbą olejną, którą trzeba było zmatowić. Szlifowanie i malowanie szprosów też było sporym wyzwaniem. To teraz możecie sobie wyobrazić, jak odetchnęłam, kiedy było po wszystkim! Na koniec tak jak obiecywałam - fotorelacja ;-)

PS. Ledwo żeśmy kurz sprzątnęli, a ja znowu mam w planach machanie wałkiem w pozostałych pokojach. To chyba nie jest normalne ;-)

Na koniec jeszcze trochę prywaty :-D
Mój post o własnoręcznie robionych cottonkach z muliny bije rekordy popularności, dlatego też zdecydowałam się zgłosić je do konkursu Majsterek KLIK.

Liczę na Wasze głosy!
Jeśli uważasz, że są najbliższe oryginału, zagłosuj na mnie - nr 5 na liście ;-)
Głosować można tylko do jutra do godz. 20:00.
Z góry dziękuję!

Ściskam Was i dziękuję, że zaglądacie nawet wtedy, kiedy mnie tu długo nie ma :-)
Aneta


















Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...