19 kwietnia 2016

Drobnostki

Umiem cieszyć się z drobnostek. Z pierdółek. Nie sądzę, żeby to była cecha wrodzona. Podejrzewam nawet, że duży wpływ na takie podejście do życia miały czasy PRL-u, co do których można sobie teraz wyrobić jako taki pogląd oglądając "Zmiennicy" czy "Alternatywy 4" (które zresztą uwielbiam). Albo może lepiej zapytać rodziców, żeby czasem Wam nie przyszło idealizować później tego okresu. Swoją drogą, ciekawe, czy komuś, kto to czyta, zdarzyło się stać w kolejce za kawą i cukrem ;-) Mnie się zdarzyło, taki ze mnie dinozaur (ale tylko metrykalnie!).

Z tęsknym westchnieniem przypomniałam sobie ostatnio te czasy, oglądając w sklepie odkurzacze. No za duży wybór, za dużo opcji! Kiedyś stało się w kolejce i brało się co akurat rzucili na sklep. Nie szkodzi, że dajmy na to czekałaś na odkurzacz, a przyszły pralki. Brało się bez gadania i cieszyło, bo miałaś szczęście, że wystarczyło dla ciebie towaru. Jeden model, ruski na dodatek; kiedy zaczęła wirować zdawało się, że zaraz w kosmos wystartuje, tyle robiła hałasu. A teraz idź do sklepu to od razu pełno dylematów - filtr taki czy taki; czy ten tańszy model to czasem nie jakiś szajs, co to od razu się zepsuje, albo czy czasem za ten droższy nie przepłacę, skoro ma podobne funkcje, co ten tańszy...

No, ale o drobnostkach miało być... O tym, jak skakałam z radości, że w sklepie pojawił się w końcu mój wymarzony imbryczek, na który sumiennie odkładałam piątaki. O tym, że znalazłam fajny przepis na gofry. Że wiosenny trawnik znowu zrobił się niebieski od szafirków i że wiosna zaskoczyła pana z kosiarą jak zima drogowców, bo na szczęście jeszcze się tam nie pojawił. Że przede mną nowe wyzwania i cele... I energii więcej, czego mi najbardziej ostatnio brakowało.

Do tego, że polubiłam markę Krasilnikoff chyba już nie trzeba nikogo przekonywać ;-) Uwielbiam łączyć te skorupki z kolorową ceramiką Mynte. Moje pierwsze zdobycze pokazywałam Wam TUTAJ i TUTAJ. Kiedy na stole robi się tak kolorowo, trudno się nie uśmiechnąć. Od razu robi się przyjemniej, a wspólny podwieczorek urasta do rangi małego święta. Dzieciaki się licytują, kto dzisiaj pierwszy wybiera kolor talerzyka (córka oczywiście oburzyła się, że nie kupiłam jeszcze różowego zestawu) i smak herbaty. Jako że nie dorobiłam się jeszcze cukierniczki do kompletu, przestałam dosładzać dzieciakom herbatę (nauczone przez babcię) i jakoś wcale się o to nie dopominają. A i mąż nie dosładza, bo nie chce mu się wstawać po cukier. Jest banan na twarzy i jest dobrze :-)













13 kwietnia 2016

Trochę starego, trochę nowego...

Aż trudno mi uwierzyć, że tak dawno mnie tu nie było. Prócz kilku blaszek, które właśnie skończyłam, zajęłam się raczej przyziemnymi sprawami. Nie wiem, czy to w związku ze zdiagnozowaną w końcu alergią wpadłam w szał sprzątania i skupiłam się bardziej na sobie i na zdrowiu. Ale wiosna też zrobiła swoje, ogromnie ucieszył mnie przypływ energii. Zaczęło mi się chcieć :-) Zatęskniłam za górskimi wycieczkami - nic tak nie przepędza niechcianych myśli jak widoki, natura, słońce, cisza i... fizyczne zmęczenie.

A tymczasem rzut oka na blaszki, które pofrunęły w świat. Ściskam Was!
















Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...