31 sierpnia 2016

Wspomnienie z wakacji - Pieniny

Są takie miejsca, w których czuję, że mogłabym tam zostać na zawsze. I do tych miejsc należą niewątpliwie Pieniny. W tym roku zamiast morza wybraliśmy góry i to był zdaje się bardzo rozsądny wybór, bo plaże ponoć były całkowicie oblężone. Szkoda tylko, że w Pieninach byliśmy tak krótko, bo nie starczyło nam czasu na wszystkie atrakcje - dopiero na miejscu okazało się, że jest ich całe mnóstwo! Złaziliśmy sporo, małe nóżki nieźle się wymęczyły. Ale taki był nasz cel - spędzić ten czas aktywnie. W pierwszy dzień zaliczyliśmy Trzy Korony i Sokolicę. W drugi dzień wybraliśmy się w przepiękną, ale dość długą trasę od Wąwozu Homole, przez Wysoką, Wysoki Wierch i Palenicę, aż do Szczawnicy. Trzeciego dnia odpoczywaliśmy, zwiedzając Niedzicę i Czorsztyn. Ach, żal było wracać!

Te momenty, kiedy z zachwytu widokami wstrzymywałam oddech i po drodze zazdrościłam krowom (!), które pasły się na stokach niczym ich alpejskie koleżanki, z równie cudowną miejscówką...

I te wieczory pełne magii, spędzone przy ognisku, ze świerszczami grającymi tak niesamowicie głośno...

A do tego Tatry na wyciągnięcie ręki...

Nie da się ukryć, że zostawiłam tam swoje serce.


















27 sierpnia 2016

"Leśny Mech" bez zakalca

Tak się jakoś u mnie w tym roku złożyło, że zdrowie i natura wybiły się na pierwszy plan. I jako że stałam się strasznym szpinakożercą, wymyśliłam sobie, że moim idealnym ciastem urodzinowym będzie w tym roku tort szpinakowy.

Nie przewidziałam, że pieczenie tego ciasta zamieni się w prawdziwą walkę.

Też trzymacie się ściśle przepisów? Może w tym właśnie tkwił mój problem. Wertując rozmaite przepisy z netu zwróciłam uwagę na sporą ilość oleju, który trzeba było dodać do ciasta - 1 szklanka lub więcej. Ale skoro tyle ma być, to jedziemy...! Zakalec. Nie jestem amatorem jeśli chodzi o pieczenie, o wiele lepiej radzę sobie z pieczeniem niż z gotowaniem i chociaż zdarzają się czasem małe wpadki przy pieczeniu czegoś po raz pierwszy, to nigdy nie stworzyłam zakalca! Myślę sobie - dałam rozmrożony szpinak, może go źle odcisnęłam? Drugie podejście, tym razem ze świeżym szpinakiem i z przepisem, który wydawał mi się ciut lżejszy. Zakalec. I taka różnica, że ciasto ze świeżego szpinaku było bardziej zielone. Piękny, zielony, świeży mech... gdyby tylko ładnie wyrosło ciasto...! Zawzięłam się - albo on mnie, albo ja jego. Przewertowałam swój przepiśnik, jeszcze raz pogrzebałam w internecie. Do trzech razy sztuka! Co pięć minut zdrowaśki przed piekarnikiem. A potem ulga i radość.

Moi kochani! W internecie jest masa przepisów pod tytułem "Leśny mech". Szukajcie, próbujcie... A jak nie chcecie próbować, to podaję niżej mój przepis. Smacznego!











TORT SZPINAKOWO-MALINOWY

CIASTO SZPINAKOWE
(tortownica 21-24cm)
4 jajka
1 szkl. cukru
1/2 szkl. oleju
2 szkl. mąki tortowej
1/2 szkl. mąki ziemniaczanej
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia DrOetker
1/2 łyżeczki sody
100g świeżego szpinaku

Szpinak umyć, porządnie osuszyć i zblendować na papkę.
Ciasto przygotować jak typowy biszkopt. Ubić białka z odrobiną soli i cukrem, żółtka wymieszać z proszkiem. Delikatnie zmieszać żółtka z białkami. Dodać olej i przesianą mąkę, na końcu szpinak i delikatnie wymieszać.
Piec ok. 40 min. w 180°C (program góra-dół). Wystudzić w blaszce.

Gotowe ciasto dzielimy na 3 części. Pierwsza część (najgrubsza) będzie stanowić podstawę tortu. Druga część (cieńsza) będzie stanowić środkową wkładkę tortu. Trzecia część (najcieńsza) potrzebna będzie do rozkruszenia i wykończenia tortu.

WARSTWA SEROWO-MALINOWA
250 gram śmietanki 30%
250 gram sera białego (z wiaderka) lub mascarpone
4 łyżeczki żelatyny DrOetker
ok 1/3 szklanki wody
1-2 łyżki cukru pudru do smaku
ok 15 dag malin

Żelatynę rozpuszczamy w przegotowanej wodzie. 
Schłodzoną śmietankę ubijamy. Do ubitej dokładamy cukier do smaku, a następnie stopniowo ser. Do dokładnie wymieszanej masy wlewamy żelatynę. Całość miksujemy. Masę serową wykładamy na pierwszą część szpinakowego ciasta.Po wylaniu wkładamy w nią maliny. Torcik odstawiamy do zastygnięcia.

GALARETKA Z MALINAMI
1-2 galaretki malinowe DrOetker
ok 15 dag malin
(jeśli nie planujemy dodać malin do galaretki, wystarczy 1 galaretka)

Galaretkę rozpuszczamy według przepisu na opakowaniu. Rozpuszczoną studzimy. Tężejącą wylewamy na zastygniętą masę serową. W galaretce zatapiamy świeże maliny. Następnie galaretkę przykrywamy drugą częścią szpinakowego ciasta. Torcik ponownie wstawiamy do lodówki, by galaretka dokładnie zastygła. 

WYKOŃCZENIE:
0,5 l śmietanki 30%
4 łyżeczki żelatyny DrOetker
2 łyżki cukru pudru do smaku
trzecia (najcieńsza) część szpinakowego ciasta
świeże maliny na wierzch

Żelatynę rozpuszczamy w około 1/3 szklanki wody. Delikatnie studzimy. 
Schłodzoną śmietankę ubijamy. Ubitą słodzimy do smaku. Na koniec wlewamy letnią żelatynę. Po dokładnym zmiksowaniu śmietankę wylewamy na zastygnięty torcik. Obtaczamy nią całe ciasto. Na wierzchu tortu powinna być grubsza warstwa śmietanki w porównaniu z bokami. Ciasto szpinakowe rozkruszamy w dłoniach i posypujemy nim torcik. Na wierzchu układamy maliny. Torcik ponownie wstawiamy do chłodu. Po około 30 minutach można kroić.


Torcik można też dodatkowo udekorować - z pewnością każdy znajdzie coś odpowiedniego dla siebie z bogatej oferty DrOetker - ja tym razem użyłam ażurków oraz literek z czekolady. Takie dekorowanie to fajna, kreatywna zabawa i ogromna radość dla dzieciaków, wiem z doświadczenia ;-) Nie wspominając o tym, że każde ciasto czy deser będą się lepiej prezentować udekorowane kolorowym lukrem, cukierkową czy czekoladową posypką albo motylkami. A co do szpinakowego ciasta - fajnie, że można w ten sposób przemycić trochę witamin tym, którzy za szpinakiem nie przepadają.





22 sierpnia 2016

Małe czystki, czyli domowa wyprzedaż

Tak jak zapowiadałam na IG, przygotowałam małą domową wyprzedaż. Poniżej mała zajawka tego, co możecie tam znaleźć. Jak to w życiu bywa, część rzeczy już mi się opatrzyła, więc z wielką chęcią poszukam dla nich innego domku. A przy okazji być może uzbieram na coś z mojej urodzinowej wishlisty ;-)

Wrzucam wszystko TUTAJ. Miłego szperania!
















21 sierpnia 2016

Trochę czerni i bieli w mojej kuchni

Uwielbiam pastele, ceramikę Mynte, ostatnio szaleję za miętą i turkusem. Ale lubię też dodatki czarno-białe, które pojawiają się w całym domu - dzisiaj akurat skupię się na kuchni.

Czerń dodaje pazura, kuchnia nie jest tym sposobem zbyt cukierkowa. Czasem zdarza mi się upolować coś za grosze albo z wyprzedaży, jak czarne tabliczki i słoiki z uchem. Część dodatków stworzyłam sama - deseczka "Pij mleko", etykiety na słoiki z cukrem i solą, że o blaszkach nie wspomnę ;-) Jeśli chodzi o ściereczki to jak zawsze niezawodne jest Pepco ;-)

Jakiś czas temu szukałam dużej filiżanki o pojemności ponad 0,4 l i przypadkiem trafiłam w internecie na świetną czarno-białą serię, w której od razu się zakochałam. Wcześniej garnków wiecznie mi brakowało, więc upiekłam dwie pieczenie przy jednym ogniu. Zamówiłam sobie też małe garnuszki - idealnie się sprawdzają podczas naszych górskich wycieczek, bo nie cierpię pić kawy z zakrętki od termosu. Uwielbiam, kiedy tak zwyczajna i praktyczna rzecz jak garnek dodatkowo dobrze się prezentuje! I żeby nie było wątpliwości - to nie jest post sponsorowany ;-)

PS. Wiem, wiem, zaniedbałam ostatnio bloga. Mam wielkie zaległości, tyle chciałabym Wam pokazać! Ale czasem nie ogarniam, wiecznie tkwię w niedoczasie... Żyję, cieszę się chwilą! Nawet sprzątanie odpuszczam, bo wiecznie jest coś ciekawszego do roboty, spotkanie, wyjazd, rolki... ;-) Dziękuję za Wasze komentarze i że tutaj zaglądacie. Postaram się poprawić i odpisywać. Ściskam mocno!















5 sierpnia 2016

Shelfie z piwonią

Według Wiktionary Shelfie to zdjęcie półki z książkami udostępnione w mediach społecznościowych‎. Pojęcie to zdaje się jednak bardziej pojemne - wystarczy wyszukać na Instagramie zdjęcia z tym hasztagiem, aby obejrzeć setki aranżacji z półeczkami w roli głównej, niekoniecznie zapełnionymi książkami. Pewnie każdy z nas ma taką półkę, może nawet niejedną, po prostu miejsce z durnostojkami, czy tak zwany "ołtarzyk" wypełniony przedmiotami dekoracyjnymi, na które lubimy sobie tak po prostu popatrzeć, żeby sobie poprawić humor. Są tacy, którym humor poprawia się jeszcze bardziej, kiedy mogą co jakiś czas aranżować ją na nowo. Dla mnie ostatnio pretekstem do zmiany stał się plakat, który wygrałam w konkursie Colorful Dreams i Złotych Plakatów . Wiedziałam, że zdecyduję się na złoty motyw (lubię złoto w dodatkach) roślinny lub zwierzęcy - koliber, paproć, struktura liścia, pióro, ważka... Wygrała piwonia, a kiedy plakat do mnie dotarł, zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie i według mnie wpasował się idealnie :-) A Wy jak myślicie?












Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...