25 listopada 2016

Kochany Święty Mikołaju...

Kochany Święty Mikołaju... Nie obrażę się (wprost przeciwnie!), jeśli wśród prezentów pod choinką znajdę same książki (o ile oczywiście zasłużyłam na cokolwiek :-P). A jeśli jeszcze zostanie Ci trochę drobniaków, rzuć okiem na pozostałe pozycje z mojej listy marzeń ;-) Może jeszcze zdążysz załapać się na słynny Black Friday!

A czy Wy tworzycie swoje listy życzeń? Ja już przekonałam się, że to fajny sposób na podpowiedź dla naszych bliskich, co nam się podoba i jaki prezent sprawi nam ogromną radość. Zerknijcie na moje zestawienie - wpadło Wam coś w oko?




1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11


1,11. Po lekturze "Drogi" Cormaca McCarthy'ego i "Bastionu" Stephena Kinga "Łabędzi Śpiew" to kolejna książka o postapokaliptycznym świecie, którą chciałabym przeczytać. Pozostałych też jestem bardzo ciekawa i jak do tej pory bezskutecznie polowałam na nie w bibliotece.

2. Ten wieszak jest po prostu uroczy i sądzę, że fajnie wyglądałby w mojej odświeżonej kuchni.

3. Czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, że motyw gwiazdy jest mi szczególnie bliski? Brakuje mi podręcznej tacy w sypialni, a trzeba przyznać że ta gwiazdka równie dobrze spełni rolę dekoracji.

4. Jako maniaczka wszelakich świeczników i latarenek oraz klimatów vintage nie potrafię przejść obojętnie obok takiego zestawu. Piękne!

5. Deska pełniąca funkcję tacy? Czemu nie? Kolejna kandydatura na sypialnianą podręczną tacę.

6. Bardzo lubię bluzki z motywem zwierzęcym. Jedna z moich najulubieńszych, z motywem sowy, była już prana milion razy i nie wiem co zrobię, jak kiedyś rozleci mi się w rękach. Sarenka urocza - czekam jeszcze na taką z motywem jelonka lub wiewiórki do kompletu. Chyba rozmiar L będzie ok ;-)

7. Ib Laursen to jedna z moich ulubionych marek. A poz tym.. patrz punkt 4.

8. Filiżanki typu "Jumbo" o pojemności 430ml należą do moich ulubionych, mam już podobne z tej samej firmy ("Family...") i chętnie przygarnęłabym inne do mojej kolekcji. Duża filiżanka to dużo herbatki wypijanej przy książce w długie zimowe wieczory.

9. Zestaw, który po prostu musi się u mnie pojawić zimą. Uwielbiam ten pachnący cynamonem zestaw! Trudno go u nas dostać w sklepach, co jest dla mnie dziwne, bo przecież to polska firma...

10. Na zabawki, na apaszki, jako osłonki na doniczki... House Doctor to moja kolejna ulubiona marka, posiadam inne kosze tego typu i jestem z nich bardzo zadowolona. Już od dawna szukam dla nich miejsca.





23 listopada 2016

Kilka kuchennych kadrów

W końcu nadszedł czas, by pokazać, co takiego wymyśliłam przy okazji remontu kuchni. Choć remont to może za dużo powiedziane, żadnej rewolucji niestety nie przeprowadziłam ;-) Żółte meble zostały, podłoga zresztą też - już nawet kombinowałam, żeby przykryć nielubiane kafelki białą wykładziną, jednak przewidywane koszty okazały się zbyt wysokie jak na rozwiązanie tymczasowe. To ja już zdecydowanie bardziej wolę poczekać. Pozostaje mi pogodzić się z myślą, że dopiero przyjdzie ten czas prawdziwego remontu z wymianą mebli, płytek, drzwi, podłóg i metamorfozą łazienki.

A co się zmieniło?

Zniknęła fioletowa ściana w jadalni, która po czterech latach od ostatniego remontu zaczęła mnie kłuć w oczy. Przy okazji trzeba było odświeżyć ściany w kuchni, jadalni i przedpokoju.

Galeria zdjęć na ścianie musiała zostać, ale w zupełnie nowej odsłonie. Dokładanie kolejnych obrazków było kłopotliwe, ze względu na wiercenie w betonie. Poza tym wystarczyło machnąć niechcący ręką siedząc przy stole (dzieciaki!) i obrazek lądował na podłodze. Postawiłam na znane półeczki na ramki, jak w pokoju dzieciaków - spodobało mi się, że dają duże pole do popisu, a ich możliwości aranżacyjne są nieograniczone. Ale nie pytajcie, ile trwało przekładanie ramek na półce, aż efekt mnie zadowolił ;-) Przekonała mnie do nich jeszcze jadalnia Izy, której klimatem niezmiennie się zachwycam.

Pojawiła się nowa lampa. Wymiana lampy ze starej prowizorycznej na coś porządnego wydawała się nieco kłopotliwa, bowiem to co u mnie powoduje szybsze bicie serca, niekoniecznie musi się spodobać mojemu mężowi. Ale o dziwo bardzo szybko osiągnęliśmy kompromis, choć jego nawet bardziej ciągnęło w klimaty loftowe czy retro i skłaniał się ku bardzo odważnym modelom lamp (tyle że były o wiele droższe). Musieliśmy nieco przesunąć lampę, żeby wisiała dokładnie nad stołem - kuć nie chcieliśmy, postawiliśmy na zwisający kabel zasupłany na małym haczyku.

Stół potrzebował liftingu. Renowacja stołu była koniecznością po tym, jak kiedyś nie chciało mi się wyciągać deski do prasowania i użyłam zamiast niej stołu. Co prawda podłożyłam koc, ale i tak lakier się odparzył i została mi na pamiątkę biała plama. Szlifierka poszła w ruch, odsłoniłam rysunek drewna ukryty wcześniej pod grubą warstwą bardzo ciemnej lakierobejcy, a potem delikatnie podkreśliłam go orzechową bejcą i nałożyłam lakier bezbarwny.

W jadalni zamieszkał też nowy zielony lokator, którego wycyganiłam od taty - mama się cieszy, bo dzięki mnie pozbywa się z domu kwiatków, które JEJ się nie podobają.

I jeszcze pojawiła się czarna ściana pokryta farbą tablicową - mały prostokącik między oknami, który mogę ozdabiać typografią wedle mojego widzimisię.

W podsumowaniu - rewolucji nie było, ale efekt bardzo mnie zadowolił. Brakuje jeszcze paru dodatków, ale z tym się nie śpieszy. Na razie dotarł do mnie wymarzony gazetnik od Marty, na pewno pojawią się wiszące kwietniki i wózek kuchenny - marzy mi się turkusowy, niestety Ikea wycofała ten kolor ze sprzedaży, grrr!

Dajcie znać w komentarzach co myślicie :-) Ściskam!















16 listopada 2016

Baner literowy DIY

Ponieważ dawno nie wrzucałam tutaj żadnego DIY, czym prędzej naprawiam błąd.

Baner literowy ciekawie wygląda we wnętrzach i jest fajnym ozdobnikiem ściany, z którą nie wiemy co mamy zrobić. Może i jest już trochę oklepany, jednak nadal mi się podoba. Dlatego spróbowałam zrobić sobie taki baner sama. Wystarczy do tego czarny brystol, na który naklejamy wybrane literki (wydrukowane w odbiciu lustrzanym!) - to po to żeby się nie bawić w odrysowywanie. Nie posiadam nitownicy, dlatego po wycięciu literek po prostu zszyłam je nitką. Napis umocowałam na ścianie przy pomocy washi tape. I gotowe!

Pobierajcie śmiało i twórzcie własne napisy, jeśli tylko macie ochotę. Dostępne są również polskie litery, więc nie musicie się ograniczać do napisów w języku angielskim ;-)












9 listopada 2016

Blaszki świąteczne

Uwielbiam Święta, uwielbiam przedświąteczną gonitwę i przygotowania, wybieranie prezentów dla bliskich, kompletowanie ozdób, pieczenie ciast i ciasteczek... Nie zawsze tak było! Na widok dekoracji świątecznych w sklepowych witrynach tuż po 1 listopada miałam ochotę warczeć i gryźć. Może to przez dzieci mi przeszło? A dokładniej przez nieokiełznaną potrzebę zaczarowania dla nich tego okresu. Na pewno z dzieciakami przeżywa się święta inaczej, moim zdaniem pełniej, bo dzieciaki wnoszą tyle radości - wszak o to właśnie w tym chodzi, żeby się radować!

Uwielbiam też dekorować dom odświętnie. Chyba nikogo nie dziwi, że wykorzystuję do tego moje blaszki ;-) Dziś wrzucam trochę nowości i - dla przypomnienia - parę zeszłorocznych blaszek. 

Bardzo jestem ciekawa, czy przypadną Wam do gustu - dajcie znać w komentarzach!










A tutaj kilka zeszłorocznych blaszek...








3 listopada 2016

Miętowa jesień? Czemu nie?

Zazwyczaj o tej porze roku wyciągam z szafy poduchy w kolorach ziemi, z sową i jeleniem w rolach głównych. Ale jako że od wiosny nie wyleczyłam się z mięty, spróbowałam wyczarować jesienny kącik z miętowych dodatków, które rozstawione są po kątach w całym mieszkaniu. I powiem Wam, że jesień w tej wersji ogromnie mi się spodobała :-)

Ten post będzie obfitował w sporo nowości... Nadgoniłam sporo spraw, tworząc sobie listę rzeczy do zrobienia, na które zerkałam kontrolnie każdego ranka, brałam się do roboty i stopniowo odhaczałam kolejne pozycje. Jak widać ta metoda jest u mnie niezwykle skuteczna!

Jest bujak w bieli - czekał na tę chwilę od lutego i chociaż odradzaliście mi malowanie, w nowej odsłonie prezentuje się niezwykle lekko; musiałam go pomalować, zważywszy na odcień większości mebli w mieszkaniu, czyli ciemny orzech, a co za dużo to naprawdę niezdrowo...

Jest zydelek pomalowany na miętowo i mocno postarzony (też był w kolorze orzecha).

Pomalowałam również domkowe latarenki - domek kupiony w osiedlowej kwiaciarni (wcześniej w kolorze kremowobiałym) pięknie prezentuje się w miętowej odsłonie, a malutki domek z Pepco został przemalowany przez mojego męża według mojej prośby na czarny mat.

Pled z pomponami upolowałam na wyprzedaży, z czego ogromnie się cieszę, bo od dawna mi się podobał, na dodatek jest tak duży, że mogę się nim owinąć dwa razy.

Oszalałam na punkcie motywu paproci na poduszkach, musiałam mieć taką, więc po raz kolejny wykorzystałam olejek lawendowy i odbiłam przygotowany motyw na tkaninie bawełnianej. Wypustka dodała poduszce pazura.

Oczywiście w miętowej aranżacji nie mogło zabraknąć mojej miętowej blaszki w rozmiarze XXL.

Do tego wszystkiego lektura, która pozwoliła mi mocniej poczuć klimat listopadowych wieczorów, wybrana chyba intuicyjnie akurat teraz (polecam, aczkolwiek porównanie do "Pachnidła" jest mocno na wyrost).

I jak Wam się podoba?
Czy według Was kolor miętowy pasuje do jesiennych klimatów?









A tutaj bujak w całej okazałości :-)







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...